poniedziałek, 20 lipca 2015

Ósmy


- Kupiłeś? - krzyknęła z kuchni, gdy usłyszała, jak trzasnęły drzwi wejściowe od domu.
Wyłączyła gaz pod patelnią, przykryła ją przykrywką, wytarła ręce w ściereczkę i poszła na spotkanie piłkarza.
Na jego widok wybuchnęła głośnym śmiechem. Stał w przedpokoju obładowany wiaderkami z farbą, pędzlami i wszystkim, co potrzebne jest do malowania. Ledwie mu głowa wystawała spod tych wszystkich pakunków.
- Kupiłem! - wydyszał i próbował się uśmiechnąć. Jeden z wałków wypadł mu z ręki.
- Daj coś, pomogę ci.
- Nie, daję radę.
- Jasne Marc - pokręciła głową i schyliła się po wałek. Zabrała mu potem resztę i ruszyła w stronę pokoju, który zamierzali pomalować. Położyła wszystko na podłodze i spojrzała na piłkarza.
- Zrobiłam obiad. Najpierw jemy czy od razu zabieramy się do pracy?
- Laura...- westchnął - Mówiłem ci, że zrobię to sam. Musisz odpoczywać.
Puściła jego słowa koło uszu. Pomoże mu, czy tego chce, czy nie. Nie będzie się ograniczać z powodu ciąży. To  nie jest choroba. Piłkarz musi to w końcu zrozumieć.
- To chodź, zjemy obiad. Potem się przebiorę i będziemy mogli zaczynać.
Wywrócił oczami. Ta dziewczynami chwilami była niemożliwa. Czy do niej w końcu dotrze, że w ciąży bliźniaczej musi  na siebie uważać dwa razy bardziej, jak przy normalnej?
- Laura...
- Nawet nie zaczynaj - uniosła rękę, by go uciszyć. Weszła do  kuchni i spojrzała mu  prosto w oczy - Jeszcze jedno zdanie na ten temat i nie dostaniesz tego obiadu.
- Dobrze, przepraszam - usiadł potulnie przy stole i czekał, jak mu Laura nałoży. Z kobietą w ciąży lepiej nie dyskutować. Lepiej jej też nie denerwować. Już jakiś czas temu nauczył się, że czasem musi Hiszpance odpuścić. I to był właśnie ten moment.
Zjedli w ciszy. Zamiast prowadzić rozmowę wolał przyglądać się brunetce. Podobało mu się podekscytowanie malujące się na jej twarzy. Nie mogła się doczekać tego malowania. Pozwoli jej pokryć farbą jedną ścianę, a potem wyśle ją na kanapę, żeby odpoczęła. Plan idealny. I ona będzie zadowolona, i on.
Laura schowała brudne naczynia do zmywarki i poklepała zamyślonego piłkarza po ramieniu.
- Idź się przebierz, żebyś nie zniszczył tych spodni. Ja też pójdę.
- Tak tak.
Wyszła z kuchni i zniknęła w swojej sypialni, w której tuż za nią pojawiła się suczka.
-  Chcesz mi pomóc coś wybrać? - pogłaskała ją po głowie. Nina polizała ją po dłoni. Laura już praktycznie zdążyła zapomnieć, z jaką rezerwą kiedyś odnosiła się do niej podopieczna piłkarza.W końcu zaakceptowała, że nie jest już jedyną kobietą w jego życiu.
Hiszpanka przebrała się w luźny biały Tshirt i ogrodniczki, które podarła na kolanie podczas ostatniego spaceru z Niną. Lubiła bardzo te spodnie, bo nic nie uciskało w nich jej już dużego brzucha. Przez tę malutką dwójkę, którą nosiła pod swoim sercem, robiła się coraz grubsza i z każdym dniem coraz bardziej przypominała słonicę. Marc zawsze wściekał się, kiedy to mówiła i szeptał jej, że jest najpiękniejsza. To i jego mocne ramiona obejmujące ją sprawiały, że od razu poprawiał się jej humor i choć na chwilę znikała rozpacz spowodowana utraconą figurą.
Kiedy weszła do pokoju, który już niedługo będzie należeć do ich dzieci, Marc już w nim był. Planowali, że maluchy na razie zamieszkają razem. Czas pokaże, co będzie, jak już będą trochę większe.
Piłkarz przebrał się w stare dresy i koszulkę, którą poplamił sosem pomidorowym i której już nie dało się uratować. Kucał między wiaderkami z farbą i mieszał w nich, by uzyskać wymarzony kolor. Zdecydowali się na jasnozielony, będzie odpowiedni dla dziewczynki, jak i dla chłopca. Poza tym kolor pasował do oczu obrońcy, ale tego już mu nigdy nie zdradziła.
Stanęła w wejściu, by trochę się mu przyjrzeć. Nie mogła oderwać wzroku od jego barków, mięśni ramion wystających spod rękawów koszulki. Marc miał cudowne ciało, na widok którego robiło się jej cieplej i nie mogła się już dłużej oszukiwać, że tak nie jest. Pocałunek na kanapie uświadomił Hiszpance, że cały czas wypierała prawdę. Podobał się jej, jednak nie tylko oko cieszyło się na jego widok. Jej serce wywijało koziołki, gdy tylko znajdował się blisko niej. Długo nie mogła się pogodzić z faktem, że może żywić do Marca głębsze uczucia. Ale ostatnio...ostatnio, to się zmieniło.
Wyczuł jej obecność, gdy tylko przestąpiła próg pokoju. Zawsze się tak działo, gdy znajdowała się w pobliżu niego. To już chyba była miłość... Wiedział, że na niego patrzy. Czuł przeszywające ciepło na karku. Oh, gdyby tylko choć w maleńkim stopniu odwzajemniła jego uczucie! Nie liczył na wiele, wystarczyłaby mu pewność, że będzie mu z nią dzielić życie już przez długi czas. Że nagle nie spakuje walizek, nie zabierze dzieci i nie zniknie bez słowa. Nie przeżyłby czegoś takiego. Laura, Blanca i Aleix stali się dla niego wszystkim.
Skończył mieszać farbę i powoli podniósł się z kucków. Wrzucił pędzel do przygotowanego wcześniej pojemnika i odwrócił się w stronę Hiszpanki. Zaparło mu dech w piersiach. W tych ogrodniczkach wyglądała tak pięknie! I było to niczym niewymuszone piękno, naturalne. Kto by pomyślał, że ciąża doda jej jeszcze więcej uroku?
- Gotowe już wszystko?
- Mówiłem ci, że nie musisz mi pomagać.
- Wiem, ale bardzo chcę.
- No dobrze - wiedział, że nie ma sensu wchodzić z nią w żadne kłótnie, bo i tak nie wygra. Kobiety w ciąży i te ich humorki.
- Który pędzel dla mnie?
Podał jej ten, który jeszcze przed chwilą wrzucił do pojemnika.
- Taki mały? A ty jakim będziesz malował?
Wskazał na wałek leżący obok wiaderka z farbą.
- Kupiłeś dwa takie?
- Kupiłem.
- To dobrze, bo chcę taki.
Uśmiechnął się i podał jej wałek. Dobrze, że miał przeczucie, by kupić dwa. W sumie to Laura nie mogłaby używać niczego innego do malowania. Korzystając z wałka nie będzie musiała się schylać.
Rozlał farbę do pojemników i postawił jeden obok Hiszpanki. Wytłumaczył jej, jak ma malować.
Zanurzyła wałek w farbie i krytycznym okiem przyjrzała się ścianie.
- Czegoś tu brakuje..
- Hm? - spojrzał w jej stronę.
- Wiem! - oparła wałek o ścianę i wybiegła z pokoju. Słyszał tylko jak coś trzaska i po chwili wróciła trzymając w rękach kuchenne radio. Podłączyła wtyczkę do prądu i nastawiła swoją ulubioną stację - Tak, teraz będzie lepiej.
Malowali w ciszy, towarzyszyły im tylko dźwięki radia. Laura co jakiś czas robiła sobie przerwę, jednak nie chciała zostawić Marca samego w pokoju, by dokończył. To miał być pokój ich dzieci, więc chciała choć w mały sposób pomóc w jego tworzeniu. Widziała, jak piłkarz rzuca jej zaniepokojone spojrzenia, jednak nic sobie z nich nie robiła. Wystarczył łyk wody i kilka głębszych oddechów, by wróciły jej siły.
Zaczęli w przeciwnych rogach pokoju, teraz jednak znaleźli się obok siebie. Ramię w ramię, wałek w pędzel. Laura dokańczała swoją ścianę, a Marc pędzlem wykańczał niedoskonałości. Jeszcze tylko kilka pociągnięć i wszystko będzie gotowe.
Brunetka zachwiała się lekko ze zmęczenia i przypadkiem maznęła obrońce wałkiem po ręce. Podskoczył zaskoczony, gdyż dotyk zimnej farby wyrwał go z zamyślenia. Przyglądał się akurat jasnozielonej ścianie.
Laura zakryła usta dłonią, by stłumić śmiech na widok kolorowej smugi na jego dłoni. Marc uśmiechnął się zagadkowo i ni stąd ni zowąd stuknął ją pędzlem w nos, zostawiając na nim zieloną kropkę. Wciągnęła głośno powietrze, a on wyszczerzył się do niej.
- Jesteśmy kwita.
- O nie, nie, nie! - skoczyła szybko do pojemnika, by zabrać z niego drugi pędzel. Umoczyła go w farbie i dotknęła nim twarzy piłkarza.
Zanosili się śmiechem i próbowali pomazać tego drugiego jak najmocniej.
Laura nawet się nie spostrzegła, a już znalazła się w mocnym uścisku piłkarza. Trzymał ją jednym ramieniem, a drugą dłonią wodził pędzlem po jej twarzy. W jasnozielonym było jej tak uroczo!
Piszczała i próbowała się mu wyrwać, jednak bezskutecznie. Poddała się w końcu i spojrzała mu w oczy.
- Marc, już koniec - wyszeptała.
Zamarł z pędzlem w dłoni. Nie mógł się powstrzymać, musiał złączyć ich usta w pocałunku. Pędzel upadł na podłogę brudząc ją farbą, a on przyciągnął do siebie brunetkę za biodra. Jakie było jego zaskoczenie, gdy odwzajemniła jego gest. Naparła zachłannie na jego wargi i objęła go za szyję.
Nie pamiętali, jak dotarli do łóżka w sypialni obrońcy, ani jak pozbyli się ubrań, lecz gdy już tam byli, Laura ochoczo rzuciła się na materac. Sprężyny aż jęknęły, wtórując ich oddechom. Przyciągnęła do siebie Marca, zamknęła jego usta pocałunkiem i wpuściła go przy tym do środka.
Spletli palce, splatali coraz mocniej, w miarę jak ich ciała coraz głębiej łączyły się ze sobą, wijąc, drżąc, uderzając o siebie. Nawet po tym, jak w Laurze wybrzmiał ostatni spazm pożądania, Marc nadal ściskał jej dłoń.
Wreszcie puścił jej rękę i dotknął delikatnie twarzy. Złożył delikatny pocałunek na jej ustach, linii szczęki, powiekach.
- Następnym razem zrobimy to wolniej - wyszeptał jej do ucha - Obiecuję.
Zachichotała cicho, gdy jego rozgrzany oddech połaskotał wrażliwą skórę szyi.
- Czyżbym składała reklamację?
- Nic? Nawet maleńkiej reklamacji?
- Nic. Ale następnym razem...
- Tak?
Wywinęła się z uścisku piłkarza i położyła na nim.
- Następnym razem - szepnęła, kładąc się na jego piersi - to ja się nad tobą poznęcam.
Marc jęknął, gdy rozpalone  i nabrzmiałe od pocałunków usta brunetki powędrowały w dół jego podbrzusza.
- Na zmianę?
- Sam kiedyś powiedziałeś, że wszystko jest dozwolone... Pragnę cię Marc! - zacisnął mocno dłonie na prześcieradle, gdy jej usta sprawiały mu przyjemność.


*


Zgasił silnik i wypadł z samochodu, by otworzyć od strony pasażera. Podał dłoń Laurze i pomógł jej wysiąść z auta.
- Dziękuję Marc.
- Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się szarmancko i uchylił niewidzialnego kapelusza, co wywołało głośny śmiech Hiszpanki. Zabrał jej torebkę i razem ruszyli do obrotowych drzwi prowadzących do największego centrum handlowego w Barcelonie. Dzisiaj miał dzień wolny od treningów, dlatego postanowili go wykorzystać na zakupy. Nadszedł czas, by skompletować garderobę dzieciakom, Laura była już w połowie szóstego miesiąca. Nic jej nie powiedział, ale chciał kupić też jej coś nowego. Brzuszek jej rósł i zdążył zauważyć, że w niektóre rzeczy się nie mieści. Laura oczywiście się do tego nie przyzna, jednak on wiedział swoje. Poza tym miał prawo zrobić prezent swojej...dziewczynie?
Po ich ostatniej wspólnej nocy wszystko między nimi się zmieniło. Nie wyznali na głos swoich uczuć, jednak nie było to potrzebne. Oboje w końcu wiedzieli, że nie są tylko dwójką osób, które będą miały razem dzieci, lecz, że łączy ich coś wyjątkowego.
Dlatego też teraz nikogo nie dziwiło, że mógł obejmować ją w pasie. On sam z zadowoleniem to robił. Pochylił się nad Laurą, by zadane przez niego pytanie nie zostało zagłuszone przez gwar powstały przez tłumy znajdujące się w galerii.
- To od czego zaczynamy?
- No od sklepu z rzeczami dla dzieci Marc. Po to tu przyszliśmy.
- Ale ja nie wiem, gdzie takie się znajdują. Nigdy nie potrzebowałem.
- Ja też nie - uśmiech na jej twarzy zgasł.
- To nic, zaraz coś znajdziemy - splótł ich palce razem i ścisnął dłoń pokrzepiająco.
Podeszli do mapy centrum handlowego i już po chwili przeglądali ubranka dla dzieci. Marc nigdy by nie pomyślał, że takie maleńkie rzeczy, mogą być tak urocze.
- Bierzemy wszystko, co tylko ci się spodoba - powiedział do Laury, która przyglądała się chłopięcym śpioszkom.
Popędził do ekspedientki i załatwił od niej koszyk. Przecież nie będzie nosił tego wszystkiego w rękach! Tym bardziej Laura!
- Co takie małe dzieci noszą? - zapytał brunetki.
Gdy skończyła wymieniać całą listę potrzebnych ubranek, jego oczy były ogromne ze zdumienia.
- Aż tyle?!
- No tak. Takie dzieci szybko się brudzą, a jeszcze szybciej wyrastają z rzeczy, tak prędko rosną. Dlatego trzeba mieć dużo rzeczy w co najmniej dwóch, trzech rozmiarach. Przynajmniej tak wyczytałam w książce dla przyszłych rodziców.
- To my mamy taką książkę?
- No tak. Kupiłam, żeby się co nieco poduczyć.
- Też powinienem.
- Pożyczę ci ją, jak wrócimy do domu, dobrze?
- Super - cmoknął ją w policzek - A powiedz mi, po co ci te czapeczki?
- Dla dzieci.
- No ja wiem. Ale my mieszkamy w Barcelonie, a w nie na Syberii.
- To nic. Małym dzieciom, które się dopiero urodziły, trzeba zakładać czapeczki, żeby się nie wychłodziły, niezależnie od tego, jak ciepło jest na dworze.
- Ah...nie wiedziałem.
- Dopiero się uczymy - uśmiechnęła się do niego - Jakbyś widział gdzieś takie maleńkie rękawiczki, to weź.
Zasalutował. Zamiast szukać tych rękawiczek, chodził za Laurą krok w krok i przyglądał się jej, jak buszuje wśród ubranek. Wyobrażał ją sobie, jak ubiera w jakąś różową sukienkę ich córkę, albo w mały piłkarski dres Nike ich syna. Właśnie, musi ją tam zabrać i zrobić zakupy dla przyszłego piłkarza Barcy.
W końcu udało im się opuścić ten sklep. Marc wyszedł obładowany zakupami, a Laura już szukała nowego, bo przecież nie kupili jeszcze, wszystkiego, co potrzebne. Nie zamierzał narzekać. Sam się zgodził na te zakupy, a poza tym wiedział, że trzeba skompletować garderobę maluchom. Jego dzieci muszą być najpiękniejsze.
- Laura...
- Hm?
- Pamiętasz, jak mi opowiadałaś o tym kimś, kto się kręcił się obok naszego mieszkania?
- Tak - skrzywiła się.
- Rozmawiałem o tym z sąsiadem. To był on. Szedł na jakąś imprezę z przebierankami i wracał się co chwilę do domu, bo kilka razy czegoś zapominał. On jest strasznie zakręcony, ale nie musisz się go bać.
- Na pewno? - pokiwał głową - Całe szczęście, że to tylko ten sąsiad.
- Ale dla twojego bezpieczeństwa postaram się ograniczyć do minimum noce, które będziesz musiała spędzać sama w domu.
- Nie ma za co, dla ciebie wszystko aniołku.
Zaczerwieniła się lekko. Gdy tylko myślał, że brunetka nie może być bardziej urocza, ona udowadniała mu, że jest inaczej. Zakochał się po prostu w cudownej kobiecie i tyle w tym temacie.
Laura rozglądała się wokół. Cały czas, odkąd weszli do galerii, miała wrażenie, że jest obserwowana i niezbyt przyjemnie się z tym faktem czuła.
- Coś się dzieje? Boli cię brzuch?
- Nie, spokojnie. Tylko ciągle się ktoś na nas patrzy.
- Ach... musisz się przyzwyczaić.
- Do czego?
- Właśnie do tego. I do tego też - skrzywił się nieznacznie, gdy dwie najodważniejsze nastolatki podeszły do niego z prośbą o wspólne zdjęcie i autografy. Za nimi pojawili się kolejni ludzie i zanim się obejrzał, stał wokół niego tłum ludzi i każdy prosił o to samo.
Jeszcze przed chwilą Laura stała u jego boku, jednak gdy chciał ją przeprosić za to, co się dzieje, nie znalazł jej tam. Uniósł wzrok i przerażony szukał jej w tym całym tłumie i za cholerę nie mógł jej znaleźć. Już chciał do niej dzwonić, kiedy w końcu ją wypatrzył. Siedziała w oddali na ławce i rozcierała obolałe stopy. Nawet nie zauważył, kiedy zniknęła!
Powiedział fanom, że to już koniec rozdawania autografów i nie zważając na ich głośne protesty pobiegł szybko do Hiszpanki. Rzucił torby z zakupami przy ławce i kucnął przed nią.
- Laura wszystko w porządku?
- Tak...tylko mnie stopy trochę bolą. Wiesz, dużo chodziliśmy już i no...
- Przepraszam, powinienem był o tym pomyśleć.
- Nie przesadzaj, nic się nie stało, zaraz mi przejdzie.
- Potrzebujemy coś jeszcze?
Pokiwała głową.
- Ale to możemy kupić kiedy indziej.
- Nie, znam super miejsce, zaufaj mi.
- No dobrze - uśmiechnęła się i wstała z ławki. Marc podniósł się z kucków i zabrał siatki.
- Marc... ci ludzie... nadal nas obserwują... Oh, jeden nam zrobił zdjęcie!
- Musisz się do tego przyzwyczaić aniołku. Niestety jestem sławny. Ignoruj ich.
- Da się tak?
- No pewnie, ja ich już nie zauważam dopóki nie staną tuż przed moją twarzą i nie będą chcieli autografu. Takie są uroki sławy.
- Chyba mi się to nie podoba.
- Wiem, uwierz mi, że są chwile, że mam tego naprawdę dość. Teraz na przykład. Ale to nieodłączny element tego, że jestem sławnym piłkarzem i nic na to nie poradzę, nawet jakbym chciał.
- Wiem Marc - westchnęła - Postaram się do tego przyzwyczaić.
- Kochana jesteś. A teraz zabieram cię na zakupy! - objął ją w pasie i poprowadził w stronę parkingu podziemnego.
- Co?! Ale my przecież właśnie...Marc co ty kombinujesz?
- Nic nic - uśmiechnął się tajemniczo - Dowiesz się wszystkiego na miejscu.
Miał już cały plan. Zabierze Laurę na Passeig de Gracia, do tych wszystkich super modnych sklepów. Posadzi na kanapie, zamówi coś do picia, a ekspedientki będą przynosić wszystko, co tylko się jej spodoba. Przy okazji dokupią resztę potrzebnych ubranek dla dzieci. Wyda fortunę, ale co tam! Najważniejsze, żeby Laura była zadowolona!


*

Leżała na boku i w ciszy przyglądała śpiącemu piłkarzowi. Miała lewą nogę przerzuconą przez niego, jednak bała się ją zabrać, by go nie zbudzić. Było jej tak w miarę wygodnie, brzuch nie uciskał, postanowiła więc poczekać, jak sam otworzy oczy.
Leżał na plecach i cichutko pochrapywał. Był taki zmęczony, kiedy wczoraj wieczorem wrócił z siłowni, więc to pewnie dlatego. Jedno ramię miał zarzucone za głowę, a drugim ją obejmował i przyciągał do siebie. Od jakiegoś czasu spali w jednym łóżku i już zdążyła się uzależnić od ciepła jego ciała i poczucia bezpieczeństwa, jakie dzięki niemu doświadczała. Kiedy była przytulona do obrońcy, nawet najgorszy koszmar nie był jej straszny. Pierś unosiła się i opadała rytmicznie. Nie miał na sobie koszulki, mogła więc podziwiać niesamowicie wyrzeźbioną klatkę piersiową i brzuch piłkarza. Musiała używać całej swojej siły woli, by powstrzymać się od wyciągnięcia dłoni i przejechania po tych wszystkich mięśniach palcem. Miał niesamowite ciało, które przyprawiało ją o utratę tchu w piersiach. Tak było od ich pierwszej wspólnej nocy.
Odkąd się przebudziła, zastanawiała się nad tym, jak mogła tak długo tłumić w sobie uczucia do obrońcy i go odrzucać. Pomijając ciążę, był chyba najlepszym, co mogło ją w życiu spotkać. Troskliwy, opiekuńczy, troszeczkę nieporadny, pełen namiętności, zabawny, oddany, bezinteresowny. Ale też okropny bałaganiarz, denerwujący, czasem nie panujący nad złością, nie potrafiący się przyznać do błędów.
W miłości nie chodziło jednak o pokochanie wyimaginowanego ideału. Miłość to akceptacja osoby z wszystkimi jej zaletami i wadami. Nauka wspólnego życia razem dzień po dniu. Radzenie sobie z problemami, rozwiązywanie konfliktów, sztuka dyplomacji. Miłość to dwie osoby połączone w jedność. Miłość to najlepszy przyjaciel, powiernik, kochanek, druga połówka, ale też największy wróg. Nikt nie potrafi zranić tak mocno, jak osoba, której powierzyło się własne serce.
To wszystko, a nawet jeszcze więcej, Laura znalazła w mężczyźnie, któremu pozwoliła się poderwać pewnej nocy w klubie. Nigdy by nie przypuszczała, że tak to wszystko się potoczy. Kilka miesięcy później w końcu oficjalnie potrafiła się przyznać do tego, że jest dla niej wszystkim. Dał jej tak wiele dobrego, a sam przecież zapowiedział, że to nie koniec. Pragnie, by była najszczęśliwszą kobietą na świecie, chce uchylić jej nieba. A przecież do szczęścia potrzebny jest jej tylko on. Wystarczyło, że dzielił z nią życie i nigdy nie zamierzał jej opuścić.
Marc powoli zamrugał powiekami, by pozbyć się wciąż jeszcze wszechogarniającego go snu. Pierwszym, co zobaczył, były pięknie sarnie oczy brunetki, wpatrujące się w niego z uczuciem. Na jego twarzy automatycznie pojawił się uśmiech. Takie pobudki z każdym następnym dniem nie traciły na wartości, a wręcz odwrotnie. Doceniał je coraz bardziej, gdyż miał w pamięci, że jeszcze niedawno lewa połowa jego wielkiego łóżka była pusta.
- Dzień dobry - cmoknął ją w nos na powitanie.
- Dzień dobry Marc - zachichotała - Dobrze spałeś?
- Cudownie, a ty?
- Też, ale ktoś chrapał nad ranem i mnie obudził - chichotała głośniej.
- Kto?
Wskazała na niego palcem i zakryła usta dłonią, by nie roześmiać się głośniej.
- Ja? Niemożliwe! Ja nie chrapie!
- Chrapiesz! - pisnęła i zakryła się kołdrą.
- Ja ci dam śmiać się ze mnie łobuzie! - zerwał z Laury kołdrę i zawisł nad nią stykając się z Hiszpanką praktycznie nosami.
Dmuchnęła mu w twarz i chichotała dalej nic sobie nie robiąc z jego gniewnego spojrzenia.
Była taka urocza, radosna, pełna życia. Zapragnął zachować tę chwilę na zawsze. Marzył, by ich dzieci były tak samo pełne optymizmu jak ona.
Nie mógł jednak pozwolić, by bezkarnie się z niego naigrywała. Unieruchomił jej nadgarstki ręką i przytrzymywał je nad jej głową.Odsłonił jej brzuch i przyjrzał się mu dokładnie.
- Wiesz co teraz będzie?
- Yym - pokręciła głową i próbowała opanować śmiech.
- Łaskotki! - wolną ręką zaczął Hiszpankę po odkrytym ciele. Nie odniósł jednak zamierzonego celu. Zamiast dać jej nauczkę, Laura piszczała i śmiała się jeszcze głośniej. Łaskotał ją jeszcze przez chwilę, po czym przestał i złożył na jej ustach delikatny pocałunek.
- Już spokojnie aniołku.
- Ja jestem bardzo spokojna. To ty się budzisz i od razu mnie atakujesz - pokazała mu  język.
- No wiesz ty co?! Tak chcesz się bawić? Dobrze!
Uniosła brwi z zaciekawienie, gdy podniósł się z łóżka. Poprawił zsuwające się bokserki i pociągnął ją za gołą i zimną jak lód stopę na krawędź materaca. Wziął ją na ręce i wymaszerował z brunetką z sypialni.
- Marc, co ty wyprawiasz? - objęła go szyję i złożyła na niej całusa.
- Zaraz zobaczysz.
Barkiem otworzył drzwi do pokoju ich dzieci i postawił ją na grubym dywanie. Rozejrzała się po pokoju zaskoczona.
- Ale...ale jak to?! Marc! Przecież jeszcze wczoraj...!
- No wiem, ale to było wczoraj... - spuścił wzrok zawstydzony.
- Ale jak? - kręciła głową ze zdumieniem.
- Zniknęłaś na cały dzień z Olivią...no to mi się nudziło...no i poskręcałem te meble...Chciałem, żeby ci się podobało...
- Jest ślicznie! - zarzuciła mu ręce na szyję i praktycznie wskoczyła na niego, taka była szczęśliwa. W jeden dzień urządził cały pokój ich dzieci! Poskładał meble, rozłożył ubrania w szafach, poukładał pluszaki i książki! Niesamowite! A myślała, że nie można kochać go bardziej!
Wzięła jego twarz w dłonie i złożyła na jego ustach długi pocałunek.
- Dziękuję - wyszeptała - Jest cudownie! Dziękuję Marc!
- To jeszcze nie wszystko - uwielbiał patrzeć, jak jest szczęśliwa. To właśnie dlatego spędził cały wczorajszy dzień na zabawie w Boba Budowniczego. Jej uśmiech wart był każdej minuty, jaką poświęcił na składanie mebli i ustawianie wszystkiego.
- Nie?
- Nie, popatrz - podszedł do komody i wyjął z niej ubranka. Zaciekawiona próbowała zerkać mu przez ramię, jednak był zbyt wysoki, by cokolwiek zobaczyła - Laura, nie podglądaj.
- Przepraszam.
Chwilę jeszcze pomajstrował przy blacie i komody i odsunął się w końcu na tyle, by Laura mogła zobaczyć, co na niej położył. Chyba jeszcze nigdy nie widziała go tak dumnego, jak w tamtej chwili.
Gdy tylko zobaczyła, co się na niej znajduje, oczy zaszły jej łzami. Był takim idealnym ojcem. Myślał o wszystkim i na każdym kroku pokazywał, jak bardzo kocha swoje nienarodzone dzieci. Dzisiaj jednak...aż zabrakło jej słów.
- To dla Aleixa - wskazał na maleńki trykot Barcy z jego imieniem i numerem piętnastym na plecach - Numer ma po mnie. Mam nadzieję, że kiedyś naprawdę go odziedziczy.
- To jest... oh Marc... - przytuliła się do jego boku.
- A patrz tutaj, ten jest dla Blanci - pokazał na drugi kostium, identyczny jak poprzedni, tym razem jednak z imieniem jego córki - Chciałem różowy, ale podobno ktoś przede mną wykupił ostatni i nigdzie więcej już ich nie było.
-  Chyba nawet wiem kto - zaśmiała się cicho i otarła łzy.
- Co?
- Wiem kto wykupił ci ten różowy strój - oderwała się od jego boku i poszła do przedpokoju po torebkę.
Przypatrywał się jej zdezorientowany. Nie wiedział, o czym brunetka mówiła do czasu, gdy nie wyjęła z przyniesionej torebki torby na zakupy ze znakiem FCBotigi, wtedy zrozumiał.
Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Chciałam ci je dać dopiero, jak dzieci się urodzą, ale no... - wyjęła z niebiesko-bordowej torby dwa komplety niemowlęcych trykotów FC Barcelony. Na każdym z nich widniał numer obrońcy i napis "Papi". Domowy trykot był dla Aleixa, a różowy, treningowy, dla Blanci.
Odłożył ubranka na blat komody i przyciągnął Laurę do siebie.
- Będziesz cudowną matką aniołku.
- A ty ojcem, Marc.






~~~~~~~~

Przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno, ale jak to w moim życiu bywa - znowu nie miałam czasu. Ale znowu jest to usprawiedliwione! W pracy nie ma jak pisać, bo co chwilę ktoś mnie rozprasza i mam rozwaloną klawiaturę, co bardzo demotywuje, ale się staram. Dostałam się na wymarzone studia! Musiałam więc skompletować papiery, zawieźć je do Warszawy, a teraz poszukuję lokum ( Jeśli myślałyście, że najcięższą rzeczą jeśli chodzi o przygotowanie do studiów jest dostanie się na nie, to jesteście w błędzie! Nawet jeśli na kierunku jest 15 miejsc, jak to było w moim przypadku, o wiele trudniejsze jest znalezienie pokoju/mieszkania w dobrej cenie, z normalnymi ludźmi,  a na dodatek blisko wydziału! T R A G E D I A). Obiecuję ( po raz kolejny w mojej dwuletniej historii pisania), że będę się starała dodawać częściej. Naprawdę, bardzo bym chciała to robić, no ale z siłą wyższą się nie wygra.

Ale zrobiłam im tu sielankę. Bójcie się, co się wydarzy w dziewiątce, ha!

Następny blog będzie o Raphaelu Varanie. Pierwsze i jedyne opowiadanie, które nie będzie na temat Barcelony. Nie uśmiecha mi się pisanie na temat Realu, ale uwielbiam tego Francuzika z całego serca, więc mam nadzieję, że tragicznie mi to nie wyjdzie.
PS. Mam pełno pomysłów, może z czasem je wszystkie wykorzystam. Bardzo bym chciała, ale wiecie już, jak to ze mną wygląda.

A na koniec mała prośba - komentujemy! Może dzięki temu dziewiątka pojawi się szybciej. Wiecie, że to dla mnie najlepsza motywacja i powód do uśmiechu!

poniedziałek, 6 lipca 2015

Siódmy



- No to co oglądamy? - Marc zajął miejsce obok Laury na kanapie.
Zmieniała kanały w telewizorze w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego filmu, ale jak na razie bez rezultatów.
- Chciałam jakiś film, ale nie mogę nic znaleźć - westchnęła.
- Pokaż to - wyjął jej pilota z dłoni - Po prostu nie umiesz szukać.
Otworzyła buzię, by go zganić, jednak zrezygnowała. Sam się zaraz przekona, że nie będzie potrafił nic znaleźć.
Ze skupieniem wpatrywał się w ekran telewizora i przełączał kanały. Patrząc na jego minę Laura musiała powstrzymywać się od śmiechu. Nigdy nie widziała, by ktoś z aż taką determinacją pragnął znaleźć ciekawy film w telewizji. Nie śmiała się tylko dlatego, że  nie chciała urazić piłkarza.
Po jakiś pięciu minutach, gdy przeleciał już wszystkie kanały, Hiszpan odłożył pilota na stolik ze zbolałą miną.
- Poddaje się, sam chłam. Albo durne programy rozrywkowe albo głupkowate filmy. Ja nie wiem, kto pracuje w tej telewizji.
- A nie mówiłam? - zapytała z krzywym uśmiechem.
- Dobra, przepraszam. Ale to tylko dlatego, że nic ciekawego  nie puszczają! Tak, to bym znalazł.
- Tak tak Marc - teraz już nie powstrzymywała śmiechu. Bardzo ciężko było mu zawsze przyznać się do błędu i do tego, że ktoś inny może mieć rację. Uwielbiała oglądać jego reakcje, gdy tak jednak się działo. Był taki rozczulający i rozśmieszający.
- Na sportowym leci mecz, może obejrzymy co?
- Czyj mecz?
- A nie wiem, chyba liga holenderska, co ty na to?
- Chyba raczej nie, są ciekawsze rzeczy.
- No właśnie nie ma Laura. A to jest mecz, mecz Laura! - siedział obrócony w jej stronę twarzą i wpatrywał się w nią z przejęciem.
- Wiem, że dla ciebie każdy mecz jest super, ale ze mną tak nie jest. Oglądam tylko twoje mecze i tyle mi do szczęścia wystarczy.
Uśmiechnął się szeroko, jednak nie zamierzał rezygnować z przekonania ją do meczu. Przecież nie ma nic lepszego od piłki nożnej!
- Spodoba ci się na pewno.
- A co powiesz na to, żebyśmy zamiast meczu obejrzeli jakiś film?
- Przecież nie ma żadnego ciekawego.
- No tak. Ale możemy sobie puścić jakiś z internetu. Co ty na to?
Siedział przez chwilę i po jego twarzy było widać, jak myśli. Ustąpić Laurze, czy dalej przekonywać ją do meczu? W końcu zdecydował się na jej pomysł. Przecież i tak jakoś za bardzo nie przepadał za ligą holenderską, mógł sobie odpuścić ten mecz.
- Niech będzie, możemy obejrzeć film.
- Super!
- A jaki chcesz?
- Pamiętnik, to jeden z moich ukochanych filmów.
- O czym to?
- Taki melodramat o mężczyźnie, który czyta chorej kobiecie pamiętnik opowiadający o relacji bogatej dziewczyny i biednego chłopaka.
- Czyli o miłości? - skrzywił się.
- No tak.
- To nie, jakiś inny. Takich nie lubię.
- To  jaką masz propozycję?
- Sierociniec. Słyszałem, że całkiem fajny horror.
- O nie Marc, wszystko, ale nie horror - pokręciła głową.
- Dlaczego?
- Nie lubię.
- Bo?
- Bo nie lubię i tyle. Ty się nie tłumaczyłeś, dlaczego nie chcesz oglądać Pamiętnika, to ja teraz też nie muszę.
- No to mamy... problem.
Spojrzeli po sobie i równocześnie poderwali się z kanapy, by sięgnąć pilota leżącego na stoliku. Marc, jako piłkarz, miał lepszy refleks i był szybszy, dlatego pierwszy złapał go ręki. Uniósł ją wysoko, żeby tylko Hiszpanka nie mogła mu go zabrać.
- Marc! - jęknęła.
- Wygrałem! - szczerzył się do niej zadowolony.
- Nie ma tak!
- Jak?
- Jesteś większy i silniejszy... i szybszy! - patrzyła na niego obrażona, założyła ręce na piersi.
- Oj Laura...nic na to nie poradzę. Oglądamy horror! - cieszył się jak dziecko.
- Nie. To ja idę spać.
- Nie rób tego - złapał ją za rękę - Zostań. Jak dzisiaj obejrzysz ze mną Sierociniec, to obiecuję ci, że następnym razem obejrzymy ten twój Pamiętnik - skrzywił się lekko wymawiając tytuł. Już go przechodziły ciarki  na myśl, że ma oglądać jakiś tandetny film o miłości.
- Obiecujesz?
Pokiwał głową. Laura usiadła na kanapie i podkuliła nogi pod brodę.
- No to włączaj.
Wystukał kilka rzeczy na pilocie i już po chwili na ekranie pojawiły się pierwsze sceny horroru.
Hiszpanka cała kuliła się w sobie i oglądała tylko kątem oka. Bała się horrorów odkąd miała pięć lat, a jej starszy o prawie dziesięć lat kuzyn, puścił jej go na dobranoc, myśląc, że to świetny żart. Wiele razy próbowała się przełamać do tego gatunku, jednak trauma z dzieciństwa była silniejsza od chęci. Miała wielką ochotę ścisnąć piłkarza dłoń, by poczuć jego obecność, by powróciło to poczucie bezpieczeństwa, jakie zawsze dawał jej jego dotyk, jednak wstydziła się swojego strachu. Nie chciała, by myślał, że jest słaba. Obiecała sobie, że da rade, że jakoś przetrzyma ten film. Potem pewnie czekała ją bezsenna noc. Może zaprosi Ninę do łóżka, to nie będzie się tak bać?
Marc ze skupieniem wpatrywał się w ekran telewizora. Sierociniec polecił mu Sergi Roberto, który oglądał go kiedyś z Coral. Obojgu się podobał i obrońca teraz wiedział dlaczego. Był tak zapatrzony w film, że nawet nie zauważył, że Laura przysuwa się do niego z każdą chwilą bliżej. Zarejestrował jej obecność dopiero wtedy, gdy jej palec wskazujący musnął delikatnie jego dłoń. Przeszło go przyjemne ciepło. Zawsze się tak działo, gdy go dotykała.
- Podoba ci się? - zapytał w połowie filmu i spojrzał na Laurę. Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że cała znajduje się pod kocem. Spauzował i wsunął pod niego głowę. Praktycznie zderzył się nosem z twarzą Hiszpanki. Jej zaciśnięte oczy otworzyły się, gdy poczuła jego obecność. Nigdy w życiu nie widział tak przestraszonego spojrzenia.
- Hej aniołku...co się dzieje? - wyszeptał z troską.
- Nic - ponownie zacisnęła powieki.
- Laura...Proszę cię, spójrz na mnie - dotknął dłonią jej policzka i pogłaskał go delikatnie - Laura aniołku...
- Boję się - powiedziała prawie niedosłyszalnie.
- Nie masz czego, to tylko głupi film.
- To nic, ja i tak się boję - praktycznie cała drżała.
Nie pozostawało mu nic innego, jak wziąć ją w ramiona i tulić, dopóki jej ciało się nie uspokoiło. Głaskał ją po włosach, szeptał uspokajające słowa do ucha i po prostu przy niej był. Dzięki piłkarzowi, jego dotykowi, w końcu udało jej się dojść do siebie. Jednak nie dała rady obejrzeć całego filmu, była słaba. Strach z dzieciństwa znowu z nią wygrał. A tak bardzo chciała zadowolić piłkarza.
- Przepraszam - wyszeptała w jego szyję - Zawsze się boję.
- To nic aniołku, nic się nie stało. Mogłaś mówić wcześniej, bym wyłączył. Nie wiedziałem...
- Nie obwiniaj się, to moja wina.
- To żadna wina, masz prawo się bać. Jestem po prostu debil, że tego wcześniej nie zauważyłem. Przepraszam.
- Nie przepraszaj Marc.
- Aniołku - spojrzał w jej oczy. Z takiego bliska  były jeszcze piękniejsze niż zazwyczaj. Oczy wystraszonej sarenki. Niczego tak nie pragnął, jak ją ochronić.
- Marc - odwzajemniła spojrzenie jego zielonych tęczówek. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak blisko siebie się znaleźli. Ich twarzy od siebie dzieliło praktycznie nic.
Nie potrafił się powstrzymać i pocałował ją. Już zdecydowanie zbyt długo sobie tego odmawiał. Za drugim pocałunkiem poczuł, jak jej usta poddają się, a ciało mięknie w jego ramionach. Zrobi wszystko, by zapomniała o strachu. Wplótł palce w jej długie ciemne włosy. Odetchnęła, westchnęła kusząco, poddała się mu. Położyła się na kanapie, a na ten widok oddech przyśpieszył mu niesamowicie. Podążył za Laurą i ułożył się na niej delikatnie, uważając na zaokrąglony brzuch. Oplotła mu ramiona wokół szyi  i przyciągnęła go do siebie, całując przy tym namiętnie w usta.
Uniósł głowę i popatrzył na Laurę. Na jej spływające z poduszki włosy. W jej oczach ujrzał mieszankę strachu  i pożądania. Jeszcze przed chwilą byli tylko dwojgiem ludźmi mieszkającymi razem, przyjaciółmi, a teraz...pamięć ich wspólnej nocy powróciła i zawładnęła nimi w całości. Oboje chcieli powtórki, jednak jeszcze nie teraz. Jeszcze zachowali w głowie resztki zdrowego rozsądku. Nie teraz, pomyślał, nie w ten sposób. Nie gdy górę nad jej zachowaniem wziął strach. Pragnął, by chciała być z nim tak samo mocno, jak on o tym marzył. Musiało się to jednak stać w innych okolicznościach, o ile w ogóle się to stanie.
Powoli odsunął się od  niej i obydwoje usiedli prosto. Laura poprawiła koszulkę. Przez chwilę siedzieli obok siebie bez ruchu, w ciszy. Nie dotykali się, nie powiedzieli ani słowa.
W końcu Laura odezwała się:
- Nie jestem na to gotowa. Powierzę tobie moje życie, ale serce...potrzebuję czasu Marc...
- Rozumiem - powiedział z bólem.
Był tak blisko, jednak nie chciał wywierać na nią presji. Zrozumiał, że z czasem ich sytuacja może się zmienić na lepsze.
- Dobranoc - nachyliła się w jego stronę i  musnęła wargami jego policzek.
Na chwilę obecną nie mógł liczyć na nic więcej. Obserwował, jak znika za drzwiami swojej sypialni.
Ten pocałunek pod kocem...to, co się między nimi wydarzyło...to całe pożądanie, które można wyczuć w powietrzu...Nigdy by tego nie pomyślał, ale przewyższyło to, co czuł podczas ich pierwszej i jak na razie jedynej wspólnej nocy.

*

- Gdzie masz tę płytkę? - Marc wszedł do salonu, gdzie Laura leżała zwinięta w kłębek na kanapie i czytała jakieś romansidło.
Choć nigdy się do tego nie przyzna, była niepoprawną romantyczką. Zdążył już to zauważyć przez te kilka miesięcy, gdy mieszkali razem.
Zagięła róg strony, by pamiętać, gdzie skończyła czytać i odłożyła książkę na stolik do kawy. Podniosła głowę na piłkarza.
- Którą?
- Tę od lekarza.
- Jest w torebce, a co?
- Chciałem obejrzeć.
- Przecież widziałeś niedawno, jak byliśmy w klinice.
- To co, chcę jeszcze raz.
- A mogę z tobą?
- Pewnie - uśmiechnął się - To gdzie masz tę torebkę?
- W przedpokoju na szafce - zaczęła się podnosić z kanapy.
- Nie, siedź. Ja przyniosę - popędził przez korytarz po torebkę Laury, a za nim Nina, która myślała, że będą się bawić. Nie mógł znaleźć początkowo tej płytki, taki jest bałagan w damskiej torebce. Nigdy nie potrafił zrozumieć, po co kobietom tyle rzeczy. Przecież Laura się zamęczy, jak będzie cały czas nosić takie ciężary. W końcu złapał to, czego szukał i zadowolony wrócił do salonu.
- Mam! Szykuj się na seans!
Laura zaśmiała się. Podniecenie, jakie ogarniało piłkarza na każdą myśl o dzieciach, było takie słodkie. Hiszpan krzątał się przy telewizorze. Podłączył do niego swojego laptopa i na nim odpalił płytkę z dzisiejszego USG, które na swój sposób było wyjątkowe. Laura była już w piątym miesiącu i w końcu poznali płeć ich dzieci. Był tym tak podekscytowany, że nie mógł usiedzieć w miejscu. Najchętniej oglądałby cały czas to nagranie, taki był szczęśliwy.
Puścił przycisk odtwarzania i popędził, by zająć miejsce na kanapie obok uśmiechniętej Hiszpanki. Po jej rozpromienionej twarzy wiedział, że ona też cieszy się z tego, że zostaną rodzicami. Zresztą kto by się nie cieszył, jakby miał dwójkę tak cudownych dzieci w drodze.
W milczeniu obserwowali, jak ich maleństwa nieznacznie poruszają się i leżą obok siebie. Lekarz powiedział im, że to będą bliźniaki jednojajowe. Zupełnie inaczej niż on i Eric. Wielu na jego miejscu byłoby przerażonych faktem, że zostaną podwójnym ojcem, on jednak był z tego faktu przeszczęśliwy. Bliźniaki są super.  A te, które on spłodził razem z Laurą to już w ogóle. Takie dwa małe śliczne aniołki. Jeszcze się nie urodziły, a już to wiedział!
Kiedy nagranie się skończyło, nachylił się nad Hiszpanką i uniósł jej koszulkę, by delikatnie ucałować jej zaokrąglony brzuch. Zachichotała cicho.
- Marc, to łaskocze - pisnęła cicho.
Uniósł głowę i wyszczerzył się do niej. Wyglądała tak rozkosznie, że nie mógł się powstrzymać, by nie całować jej dalej w brzuch. Tylko on dzielił go z jego maluchami, a on tak bardzo pragnął mieć z nimi kontakt i pokazać im, jak bardzo je kocha. Poza tym Laura się tak śmiesznie wściekała.
Obsypywał jej odkryty brzuch delikatnymi pocałunkami, dopóki Hiszpanka nie odciągnęła jego głowy, dysząc przy tym cicho.
- Marc, już koniec - poprawiła włosy, które się jej rozczochrały i próbowała uspokoić oddech.
- Powoli Laura, jak w szkole rodzenia - pogłaskał ją po głowie i patrzył się z troską - Przepraszam, poniosło mnie.
- Nic się nie stało - posłała mu delikatny uśmiech - Już się uspokoiły.
- Co za łobuziaki.
- To na pewno po tobie.
- No ej!
Czekał, jak mu się odgryzie, jednak Laura zamarła i położyła sobie dłoń na brzuchu. Na jej twarzy pojawiło się skupienie, a potem błogi uśmiech.
- Laura, co się dzieje?! - patrzył na nią przerażony.
- Patrz - wyszeptała.
Chwyciła jego dłoń i położyła sobie na brzuchu obok jej. Początkowo nie wiedział, co się dzieje i co ma robić, jednak po chwili wszystko się wyjaśniło. Poczuł na swojej dłoni delikatny dotyk, wręcz muskanie. Popatrzył na Laurę rozpromieniony. Niemal zabrakło mu słów ze szczęścia.
- Czy to...?
- Tak Marc - uśmiechnęła się.
- To pewnie Blanca, bo tak lekko.
- Blanca?
Pokiwał głową.
- Podoba mi się.
- Mała Blanca Bartra Terras - po drugiej stronie brzucha, tam gdzie przed niewielką chwilą przeniósł swoją dłoń poczuł mocniejsze kopnięcie.
- A to był pewnie mały Aleix - Laura pogłaskała skórę w miejscu, gdzie przed chwilą jeszcze czuła dotyk swojego syna.
- Ale będziemy mieć rodzinkę - przyciągnął Hiszpankę do siebie i objął ją ramieniem - Blanca i Aleix. Ty i ja aniołku.


*


Godzina czwarta dwadzieścia siedem. Drzwi wejściowe do mieszkania zamykają się z trzaskiem. Nina poderwała się z dywanu w salonie i pobiegła przywitać się ze swoim właścicielem. Marc opierał się dłońmi o szafkę i próbował zebrać myśli.  Było to niezmiernie trudne, zważywszy na to, że wypity alkohol skutecznie mieszał mu w głowie.
Świętowali z chłopakami dwudzieste czwarte urodziny Martina Montoyi. Impreza była bez wstępu pań, dlatego trochę sobie pofolgowali z ilością wypitych drinków. Nikt ich nie pilnował, dlatego teraz Marcowi szumiało w głowie prawie tak samo mocno, jak wtedy gdy świętował swoją pełnoletność. W tej chwili zupełnie nie myślał o konsekwencjach swojego zachowania. Kac był jeszcze odległą przyszłością. Jak na razie przebywał w szczęśliwej alkoholowej bańce i nie przejmował się zupełnie niczym.
- O Nina! Cześć piesku! - chciał pochylić się, by pogłaskać suczkę, jednak mu to nie wyszło.
W trakcie schylania stracił równowagę, przewrócił się i uderzył mocno kolanem w kant szafki.
- Kurwa! - zaklął głośno i zwinął się w kłębek licząc, że to złagodzi ból. Nina podeszła do niego i polizała go po twarzy.
Usiadł powoli na podłodze i utyskując i przeklinając dalej jak szewc, podpierając się o szafkę, która tak agresywnie chwilę wcześniej go zaatakowała, udało mu się w końcu wstać.
Hałas,  jaki spowodował swoim przyjściem, obudził Laurę, która zasnęła na kanapie w salonie w oczekiwaniu na jego powrót. Zerwała się przestraszona początkowo nie wiedzą, gdzie się znajduje. Dopiero po chwili dotarło do niej, że zasnęła pod kocem przed telewizorem, który w końcu sam się wyłączył. Przeciągnęła się i postawiła stopy na podłodze. Piłkarz nareszcie wrócił do domu i to hałas przez niego spowodowany wyrwał ją ze snu. Na początku nie chciała na niego czekać, wiedziała, że będzie się dobrze bawił na imprezie urodzinowej Martina, jednak wieczorem miała wrażenie że ktoś kręci się pod drzwiami do mieszkania. Wystraszona, nie mogła już zasnąć. Musiała czekać na powrót Marca. Ostatnio tylko przy nim czuła się bezpiecznie.
Złożyła koc, odłożyła go na kanapę i wyszła piłkarzowi na spotkanie. Lekko kulał na prawą nogę, zataczał się i wyglądał tragicznie. Na jego widok z jej ust wyrwało się głośnie westchnienie. A mówiła mu, jak wychodził na imprezę, żeby nie przesadził z alkoholem. Jak zwykle jej nie posłuchał. Zaczynała się do tego przyzwyczajać.
- Hej Marc.
Wymamrotał coś tylko w odpowiedzi, nawet nie usłyszała co. Zwolnił kroku i spojrzał na nią. W jego oczach nie znalazła piłkarza, którego znała. Po nich mogła stwierdzić, że jest zalany w trupa. Gdyby nie oczy, zawsze jeszcze pozostawał zapach, jaki się wokół niego unosił - istna gorzelnia!
- Mój Boże jak ty wyglądasz! - odbił się od ściany i ją wyminął - Marc spójrz na mnie!
Zignorował wołanie Laury i szedł w kierunku swojej sypialni. Co za baba. Musi się drzeć i czepiać nawet kiedy widzi, że źle się czuje. Nie może mu dać spokoju.
- Marc! Ktoś się dzisiaj kręcił pod naszymi drzwiami! - szła za nim, nadal przerażona na wspomnienie ciemnego kształtu, który zobaczyła przez wizjer.
Zupełnie nie przejął się tym, co właśnie przekazała mu Laura. Zamknął jej drzwi od sypialni przed nosem i zaczął rozpinać guziki od koszuli. Palce mu się plątały, ale dzielnie walczył, by je wszystkie odpiąć.
Laura walnęła pięścią w drzwi. Nie pozwoli się tak ignorować! Była przerażona i chciała, by potraktował jej strach na poważnie. Uderzyła jeszcze raz i unosiła pięść, by zrobić to po raz trzeci, gdy Marc otworzył przed nią drzwi. Zdążył już zdjąć koszulę i był w trakcie ściągania spodni, co poznała po rozpiętym rozporku. Zapatrzyła się na jego odsłoniętą pierś i zamyślenia wyrwał ją dopiero ostry głos obrońcy.
- Słucham? Przebieram się i chcę iść spać.
Dawno już nie był dla niej taki oziębły. Ostatnio było tak, gdy nie szło mu na treningach. Jak widać, gdy się napije, jest taki sam. Przełknęła ślinę i ponownie chciała mu opowiedzieć, o tym, co widziała, jednak jej przerwał.
- Laura pewnie ci się tylko wydawało. Albo tam nikogo nie było, albo to był któryś z sąsiadów.
- Wiem, co widziałam.
- Jasne. Idź spać Laura.
- Porozmawiaj ze mną. Naprawdę się bałam.
- Nie teraz, zmęczony jestem.
Skrzywiła się.
- Ile wypiłeś?
- Nic ci do tego. Mało.
- Cuchniesz jak butelka wódki - spojrzała na niego z dezaprobatą.
- Moja sprawa - chwycił za drzwi,sygnalizując, że chce zostać sam.
- Marc...
- Laura wyluzuj. Zaczynasz być upierdliwa jak moja mama.
Dobrze, że zrobiła krok do tyłu, inaczej zatrzasnąłby drzwi praktycznie na niej. Nie poznawała go zupełnie. Miała nadzieję, że jak wytrzeźwieje, to na nowo będzie normalny, będzie jej Marciem.
Poszła do sypialni i położyła się na plecach w łóżku. Oddychała powoli i głęboko, tak jak ją nauczyli w szkole rodzenia, by się uspokoić i zasnąć. W końcu fakt, że obrońca już jest w domu utulił ją do snu.



~~~~~~

Znalazłam dzisiaj czas w pracy, bo miałam na 6 i było super nudno, także rozdział w końcu dokończony. Mam nadzieję, że się podoba! Jeśli tak - komentujemy!

Jeszcze 3 rozdziały do końca. Chyba nadszedł czas na zaplanowanie kolejnego bloga.