piątek, 10 kwietnia 2015

Czwarty


Obudziły go ciche dźwięki radia oraz przyjemny zapach czekolady pomieszanej z kawą. Spojrzał na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić godzinę. Była dopiero siódma trzydzieści dwie, więc miał jeszcze trochę czasu na leniuchowanie. Ułożył głowę wygodnie na poduszce i przymknął powieki, próbując zasnąć jeszcze chociaż na pół godziny. Przed pobudką śniło mu się, że gra z synem w piłkę w ogródku domu jego rodziców w Sant Jaume dels Domenys.  Był to tak przyjemny sen, że zapragnął do niego wrócić. Chciał nacieszyć się chłopcem, a poza tym bardzo podobała mu się rola ojca. Mimo przymkniętych powiek, a także miłego uczucia rozespania, nie udało mu się przywołać na nowo obrazu malca. Skutecznie przeszkodziły mu w tym, jak się domyślał, słodkie zapachy dochodzące z kuchni. Przetarł oczy i usiadł na łóżku, witając się przy okazji z Niną, która spała na podłodze, ale obudziła się, gdy tylko postawił stopy na dywanie i teraz już stała obok jego nóg i merdała kikutem ogonka. Założył na siebie wiszącą na oparciu fotela koszulkę, którą nosił wczoraj albo przedwczoraj, przyklepał rozczochrane włosy przed lustrem i udał się za zapraszającym go do kuchni zapachem. Nina dreptała tuż za nim.
Nie wszedł od razu do pomieszczenia, zamiast tego oparł się o framugę i przyglądał się krzątającej się przy kuchence Laurze. To dzięki niej całe mieszkanie pachniało tak pięknie czekoladą. Jeśli chodzi o gotowanie, była czarodziejką. Potrafiła zrobić coś pysznego praktycznie z niczego, co udowodniła kilka dni temu, kiedy przygotowała super makaron tylko z tego, co znalazła w praktycznie pustej lodówce, bo zapomniał zrobić zakupów.
Bardzo lubił się jej przyglądać. Miała takie delikatne ruchy i kobiecą figurę. Promienie słońca wpadające przez kuchenne okno rozświetlały jej długie rozpuszczone włosy. Odkąd z nim zamieszkała, każde dnia przekonywał się, że wtedy w klubie dokonał dobrego wyboru. Nie mógłby znaleźć lepszej dziewczyny. Nawet jeśli teraz łączyły ich stosunki oparte na przyjaźni, nie żałował tego, co się między nimi wydarzyło i cicho liczył, że może kiedyś to powtórzą.
Chciał jeszcze trochę popodglądać Hiszpankę, jego Nina jak zwykle go wydała. Najpierw zaczęła szczekać, a potem podeszła do Laury i otarła się o jej nogi. Przerwała gotowanie, by pogłaskać suczkę za uchem i przy tym zauważyła jego obecność. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Dzień dobry - piłkarz odwzajemnił i wszedł do kuchni.
- Dzień dobry, wstałeś w samą porę na śniadanie.
- Ma się to wyczucie czasu - Marc wyjął z górnej półki talerze, z szuflady sztućce i nakrył do stołu.
Laura w tym czasie przelała świeżo wyciśnięty sok  z pomarańczy do szklanek i ustawiła je na jasnozielonych podkładkach. Następnie na stole znalazły się miseczki z roztopioną czekoladą i wielki talerz pełen churros.
- Mhmmm pachnie cudownie - Marc usiadł na krześle i nachylił twarz nad naczyniami, by powąchać - Mogę się założyć, że pewnie jeszcze lepiej smakuje.
- Mam taką nadzieję - nałożyła mu kilka na talerz - Smacznego.
- Wzajemnie.
Piłkarz zabrał się do jedzenia. Zjadł większą część tego, co przygotowała Hiszpanka. Laura w jego domu to istny skarb! Dawno nie jadł tak pysznego śniadania. Takie pobudki to mógłby mieć codziennie.
- Najedzony? - pokiwał głową i dokończył sok.
- To było pyszne, Laura, jeju - wysłał jej buziaka w powietrzu - Możesz mnie tak częściej budzić, pozwalam.
- Będę pamiętać - uśmiechnęła się - Obudziłam się po prostu dzisiaj z wielką ochotą na czekoladę, to postanowiłam zrobić to, co zawsze przygotowywałam z babcią na śniadanie, jak byłam młodsza.
- To już ten czas, gdy zaczynasz mieć zachcianki?
- Nie wiem...chyba tak.
- Oj...to muszę się przygotować na nocne wycieczki do sklepu, co?
- Nie wiem, mam nadzieję, że nie. Dla dobra twojej kariery postaram się wykorzystywać cię tylko w dzień.
- W dzień powiadasz...
- Głupi jesteś Bartra - wyszczerzył się do niej, a Laura podniosła się od stołu - Idę umyć zęby, a ty sprzątasz.
- Dobrze.
Laura ruszyła do łazienki, jednak po drodze wstąpiła jeszcze do salonu. Nie mogła patrzeć na te wszystkie brudne rzeczy, które Hiszpan zostawia gdzie popadnie. Od tego jest kosz na rzeczy do prania, a nie oparcia kanapy, foteli czy krzeseł. Ostatnio była świadkiem tego, jak Marc szedł wziąć prysznic. Bluza została w jego sypialni, koszulka na kanapie, spodnie na dywanie obok niej, skarpetki w korytarzu. Grunt, że bokserki zdjął tam, gdzie powinien. Gdyby on jeszcze sprzątał po sobie te ubrania, to nie byłaby na niego aż tak zła, że zostawia je gdzie popadnie. Ale nie, jego rzeczy leżą tam, gdzie je położył tak długo, dopóki ona ich nie sprzątnie.
Teraz było tak samo. Z oparcia narożnika zabrała dwie koszulki i bluzę, którą pobrudził wczoraj przy obiedzie. Niedaleko, obok stolika znalazła skarpetki i dresy naznaczone sosem do makaronu. Jak można być takim bałaganiarzem? Już Nina bardziej dbała o porządek niż jej właściciel. W korytarzu na Laurę czekały kolejne brudne skarpetki, a nawet, o zgrozo, jego bokserki. Zebrała wszystko i wrzuciła do kosza na brudną bieliznę. Wróciła i zabrała jeszcze rzeczy z wczorajszego treningu, żeby je wyprać. Gdyby nie ona, pewnie leżałby tak jeszcze z tydzień, zanim piłkarz, by sobie o nich przypomniał.
- Matko, co za fleja - powiedziała do siebie i weszła ponownie do łazienki. Tym razem już zobaczyła uniesioną deskę od toalety. Tego było już za wiele! Te jego brudne ubrania mogła jeszcze jakoś przeżyć, ale ta deska przelała czarę goryczy. Z piłkarza był po prostu istny bałaganiarz, który nie znał podstawowych zasad dobrego zachowania.
- Marc chodź tutaj! - krzyknęła głośno i patrzyła się w uniesioną klapę.
- Co się stało? - przyleciał przerażony - Wszystko z tobą w porządku?
- Tak. Co to ma być? - wskazała palcem na ubikację.
- Nie rozumiem Laura.
- Pytam się, co to ma być?!
- No sedes.
- Uniesiona deska!
- No i?
- Czy to tak trudno opuścić klapę?! Nie każdy chce oglądać zawartość toalety, jak wchodzi do łazienki! Marc, to okropne!
- Nie przesadzaj.
- Ja przesadzam? Ja wcale nie przesadzam! Jesteś cholernym bałaganiarzem! Nic, tylko sprzątam twoje brudne rzeczy! Chociaż to... - zatrzasnęła klapę od ubikacji z hukiem - Chociaż to mógłbyś robić dobrze!
Nie mógł pozwolić jej tak na siebie krzyczeć. Może i miała rację, że nie sprząta i nie zamyka klapy, ale nigdy tego nie robił. Jak mieszkał sam to nikomu to nie przeszkadzało, więc teraz też nie powinno. Ona też go czasem wkurzała, a przecież nie podnosił na nią głosu. Może teraz był na to odpowiedni moment?
- A ty mi powiedz co to wszystko jest! - pokazał dłonią po całej łazience.
- Ale co?
- To wszystko! Te wszystkie buteleczki, flakoniki, balsamy, mydła i cholera wie jeszcze co! Wszędzie pachnie jakimiś kwiatkami i innymi babskimi rzeczami! Gdzie w tym wszystkim jestem ja?! No gdzie, ja się pytam! Wczoraj, zamiast swoich perfum, użyłem jakiegoś twojego pachnidła. Cały dzień potem śmierdziałem jakimiś kwiatkami!
- Moje perfumy wcale nie śmierdzą - powiedziała chłodno.
- Pojawiłaś się tu i wszystko pozmieniałaś! Jestem facetem i musisz się z tym pogodzić! Zostawiam ubrania, gdzie mi się podoba i nie zamykam klapy. Trudno, taki jestem! Przyzwyczaj się do tego Laura!
Dyszał ciężko. Patrzyli sobie z furią w oczy. To była ich pierwsza kłótnia. Powiedzieli sobie wszystko, co im się w drugiej osobie na tę chwilę nie podobało. Nikt przecież nie powiedział, że wspólne mieszkanie będzie łatwe, tym bardziej dla nich, Byli przecież dla siebie praktycznie obcymi osobami. Dopiero się poznawali, docierali.
Żadne z nich nie potrafiło oderwać od drugiego wzroku. Jeszcze by to oznaczało, że ustąpią temu drugiemu pola w tej bitwie.
- Zamykaj klapę Marc, tylko o tyle proszę.
- Trzymaj te wszystkie mazidła na swojej półce - warknął - Wychodzę z Niną.
Wypadł z łazienki i po chwili słychać było trzask zamykanych drzwi. Laura oparła dłonie o zimną umywalkę i próbowała się uspokoić biorąc głębokie oddechy i powoli wypuszczając powietrze. Głupi piłkarzyk, jak ona miała go w tej chwili dość!

*

Zatrzasnął drzwi od mieszkania i rzucił torbę z rzeczami treningowymi przy szafce w przedpokoju. Przywitała go cisza i Nina, która siedziała na dywaniku.
- Cześć maleńka – pogłaskał ją za  uchem – Gdzie Laura?
Zapytał, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Poszedł do kuchni i nalał sobie szklankę wody. Oparł się o blat i wypił ją duszkiem. Cisza w mieszkaniu zaczęła go zastanawiać. Spojrzał na cyfrowy zegarek na kuchence. Wrócił późno, ale nie aż tak późno. Sergi wpadł w dołek. Bardzo tęsknił za Coral, jednak nie mieli teraz jak się spotkać. Dlatego też razem z Martinem wpadli do niego po treningu i starali się zająć jego myśli grą w Fifę. Trochę im zleciało, ale przecież nie było jeszcze dwudziestej trzeciej! Wstawił szklankę do zmywarki, zgasił światło w kuchni i stanął przed drzwiami pokoju Hiszpanki. Zapukał cicho i nie czekając na zaproszenie, wszedł i oparł się o framugę.
Laura leżała na boku zwinięta w kłębek na łóżku przykryta kocem i czytała książkę. Widział tylko zarys jej pleców i ciemne włosy rozsypane na poduszce.
- Hej Laura. Co słychać?
Nie odpowiedziała mu, jednak nie zraził się. Postanowił spróbować jeszcze raz.
- Jak ci minął dzień?
Tym razem usłyszał tylko głośne westchnienie.
- Laura dobrze się czujesz?
Odłożyła książkę na łóżko i odwróciła się w jego stronę. Niewiele brakowało, a wzdrygnąłby się od jej chłodnego spojrzenia.
- Mógłbyś zostawić mnie samą?
- Ja…tak oczywiście – przetarł dłonią włosy – Śpij dobrze – uśmiechnął się jeszcze na pożegnanie, jednak nie doczekał się tego samego z jej strony.
Lekko podbity opuścił jej pokój. Nagle odechciało mu się wszystkiego. Rozebrał się w drodze do łazienki i wziął szybki prysznic. Z Niną u boku wszedł do siebie. Pierwszym co, zobaczył po zapaleniu światła, było plastikowe pudełeczko leżące na narzucie.
Wziął je do ręki i znalazł w nim płytę CD. Wtedy właśnie z prędkością światła dotarło do niego, jak wielkim jest dupkiem.
- Kurwa jego mać! – zaklął tak głośno, że aż suczka zastrzygła uszami z przerażenia.
Zapomniał o wizycie u ginekologa, na którą miał iść razem z Laurą! Cholera, nawalił i to na całej linii. Ruszył już w stronę drzwi, jednak zawrócił i usiadł na łóżku. Chciał pójść do Hiszpanki, jednak nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Żadne słowa nie oddałyby tego, jak bardzo jest mu głupio i jak bardzo przykro, że nie poszedł tam z nią. A obiecał.
Sięgnął po laptopa leżącego na nocnej szafce i odpalił płytę. Mimo wielkiego poczucia winy, był podekscytowany. Jeszcze chwila i zobaczy swoje dziecko!
- Nina, chodź! – zawołał psa, który od razu wskoczył do niego na łóżko – Zobaczysz moje maleństwo, chcesz? Wiem, że chcesz.
Kiedy otworzył się folder, nacisnął przycisk odtwarzania. Ekran najpierw przyciemniał, by po kilku sekundach ukazać mu nagranie z usg.
- Popatrz, to moje dziecko! Nina, widzisz? – patrzył się w uśmiechem to na ekran, to na suczkę, która zupełnie nie rozumiała, co do niej mówił – Czekaj, czekaj, a to niby co?
Zatrzymał nagranie i przyjrzał się dokładniej. Nie dowierzał w to, co widzi. Przecież nie…to nie mogło być możliwe! Nie mógł być aż takim szczęściarzem! Przecież…
- O cholera jasna, co my teraz zrobimy? – jęknął nagle i położył głowę na gładkiej sierści psa – Boję się, Nina piesku…
Popatrzyła na niego i polizała go po twarzy.
- Myślisz, że damy radę? Laura…muszę iść do Laury…Myślisz, że mi wybaczy? Musi, nie?
Spojrzał po raz ostatni na zatrzymane nagranie, poklepał Ninę po boku i ruszył do drzwi.
- Trzymaj za mnie kciuki,  może mnie nie wykopie.
Zatrzymał się z ręką na jej klamce i przymknął na chwilę oczy. Policzył powoli do dziesięciu, by dodać sobie otuchy. Musiał dokonać niemożliwego i sprawić, by mu wybaczyła. Nie pukał, bo wiedział, że nie doczeka się zaproszenia. Nie po tym, jak zawalił dzisiaj z tą wizytą. Leżała w tej samej pozycji, w jakiej ją zostawił wcześniej. Usiadł obok niej na łóżku i położył dłoń na jej plecach.
- Laura przepraszam… - zaczął cicho – Ja nie chciałem zapomnieć…
- Ale zapomniałeś – strąciła jego dłoń i spojrzała na niego – Nie prosiłam cię przecież o wiele, Marc. Chciałam tylko, żebyś poszedł na tę wizytę. Jeśli nie dla mnie, to…
- Ja wiem, przepraszam, nawaliłem.
- I to bardzo.
- Naprawię to!
- Niby jak? Czasu nie cofniesz.
- Pójdę z tobą na kolejną wizytę, obiecuję.
- Nie składaj obietnic bez pokrycia.
- One wcale nie są…
- Są – przerwała mu – A wiesz dlaczego? Bo zupełnie nie słuchasz co do ciebie mówię!
- Słucham!
- Gdyby tak było, to pojechałbyś razem ze mną do kliniki. Prawie się spóźniłam, bo czekałam jak głupia, aż po mnie przyjedziesz!
- Laura przepraszam – powiedział cicho i spuścił wzrok.
- Cholera nie przepraszaj, tylko zacznij mnie w końcu słuchać! – podniosła głos.
- Słucham ciebie, naprawdę.
- Nie Marc! To nie był pierwszy raz.
- Wcale… - chciał zaprzeczyć, jednak przypomniał sobie, jak często zapominał zrobić to, o co go prosiła.
- A widzisz, mam rację.
- Nie jestem idealny Laura! – wybuchł nagle – Przestań wymagać ode mnie niemożliwego!
- Nie wymagam.
- Wymagasz! Jestem tylko człowiekiem i jak każdy popełniam błędy. Ale się staram, rozumiesz?! Ta sytuacja mnie przerasta, ale się staram! – schował twarz w dłoniach – Wiem, że mi czasem nie wychodzi, ale próbuję – spojrzał na Hiszpankę zbolałym wzrokiem.
Cała złość, jaką czuła do piłkarza, wyparowała za sprawą tego jednego spojrzenia. Nie mogła się na niego gniewać, gdy widziała, jak cierpiał. Miał rację, nie powinna być dla niego taka surowa. Starał się i to było najważniejsze. Dla niej też ta cała sytuacja była czymś nowym i ciężkim. Muszą wierzyć, że razem dadzą radę. Muszą się starać, by zostać dobrymi rodzicami.
Wzięła jego dłonie w swoje i spojrzała  jego oczy.
- Już się nie gniewam.
- Nie?
- Nie Marc.
Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który ona również odwzajemniła. Potarł kciukiem wierzch jej dłoni.
- Widziałem z Niną płytę, wiesz?
- I co?
- Jak to możliwe Laura?
- Lekarz powiedział mi, że podczas ostatniego badania jedno musiało zasłonić drugie. Dzisiaj jednak nie było już żadnych wątpliwości – położyła ich dłonie na swoim brzuchu – Są tutaj we dwójkę.
- Czyli…bliźniaki?
Pokiwała głową. Patrzył się na nią rozpromieniony.
- Ale ja jestem cudowny – powiedział nagle.
Laura uniosła brew pytająco.
- Dwójka za pierwszym razem. Moje plemniki muszą być super!
- Udam, że tego nie słyszałam – wywróciła oczami z uśmiechem.
- No ale sama zobacz, nie jest tak?
- Proszę cię, nie rozmawiajmy o twoich plemnikach.
- Oh.. no dobrze. Co jeszcze lekarz mówił?
- Że wszystko dobrze, że mam się oszczędzać i brać witaminy. Standardowe sprawy.
- Ale na pewno wszystko tam dobrze? – popukał palcem w brzuch.
- Tak Marc, na pewno.
Przytulił się nagle do Hiszpanki. Ułożył głowę w zagłębieniu jej szyi tak, by bez problemu móc jej wyszeptać do ucha:
- Nie bądź już na mnie zła, aniołku. Będę się starał, obiecuję.

*

Odpoczynek na kanapie z książką przerwał jej dzwonek do drzwi. Odłożyła ją na blat stolika do kawy, odrzuciła koc, którym była przykryta i poszła otworzyć niezapowiedzianemu gościowi. Przypuszczała, że to pewnie jeden z kolegów piłkarza postanowił go odwiedzić, jednak myliła się. Spoglądając przez wizjer ujrzała kobietę nieco ponad pięćdziesiątkę z włosami przyciętymi do ramion.
Kiedy otworzyła drzwi, Laura nie miała już żadnych wątpliwości, kto przed nią stoi. Podobieństwo było wręcz uderzające.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
Kobieta patrzyła na nią zaskoczona. Na pewno to nie jej się spodziewała.
- Dzień dobry. Ja.... przyszłam odwiedzić syna, ale... to chyba nie w porę...
- Ależ nie! Proszę wejść, zapraszam! - lekko zakłopotana całą sytuacją wpuściła kobietę, mamę Marca, do środka - Marc jest jeszcze na treningu, ale w ciągu godziny powinien wrócić. No, maksymalnie półtorej, jeśli mu się coś przeciągnie.
Zaprowadziła kobietę do salonu. Złożyła koc, a książkę przełożyła ze stolika na półkę pod telewizorem. W tym samym czasie do pomieszczenia przybiegła Nina, bardzo ucieszona przybyciem rodzicielki swego właściciela, Szczekała radośnie, siedząc na podłodze obok kobiety.
- Nie przedstawiłam się, Monserrat Bartra Aregall. Jestem mamą Marca.
- Laura Terras Cernez. Bardzo miło mi panią poznać - uścisnęły sobie dłonie - Proszę usiąść, może zrobić pani coś do picia? Kawy, herbaty? 
- Poproszę kawę.
- Oczywiście. Powinnam też mieć ciasteczka, zaraz wszystko przyniosę.
Poszła do kuchni, a Nina za nią. Laurze w końcu udało się przyzwyczaić do towarzystwa psa i jego ciągłego przeszywającego spojrzenia. Suczka nareszcie zrozumiała, że Hiszpanka będzie mieszkać z jej panem na stałe i okazywała już wrogości.
Laura wstawiła filiżanki do ekspresu i nastawiła odpowiedni program, dzięki któremu po dwóch minutach w naczyniach miało znaleźć się pachnące cappuccino. W międzyczasie przeszukała półki w poszukiwaniu ciastek, jednak ich nie znalazła. Piłkarz musiał zjeść je wszystkie po kryjomu. 
Bardzo dziwnie się czuła. Nie spodziewała się, że będzie piła kawę z mamą Marca. Nie spodziewała się, że kobieta wpadnie bez zapowiedzi. Zupełnie nie była przygotowana na taką wizytę! Raz, że nie miała jej czym ugościć. Dwa, była przerażona. Przecież to tak jakby spotkanie z przyszłą teściową!
Gdy kawa była gotowa, zabrała filiżanki i wróciła do salonu, a Nina podreptała za nią.
- Bardzo panią przepraszam, ale Marc musiał zjeść wszystkie ciasteczka, gdy nie patrzyłam. 
- Nic nie szkodzi. Dziękuję - kobieta wzięła od niej filiżankę.
- Gdybym wiedziała, że pani będzie chciała odwiedzić Marca, to bym upiekła ciasto albo zrobiła jakiś deser.
- Ja tylko tak na chwilę. Chciałam sprawdzić, co u mojego dziecka, bo dawno się nie odzywał. Chyba już wiem dlaczego... - Laura spuściła wzrok w swoją kawę - Poza tym, nie chciałam sprawiać żadnego problemu.
- Ależ to żaden problem, ja i tak siedzę w domu. Miałabym przynajmniej jakieś zajęcie.
- Przepraszam, czy mogę panią o coś zapytać?
- Proszę mi nie mówić na pani, jestem Laura. 
- Dobrze Lauro - uśmiechnęła się - Ale pod warunkiem, że ty będziesz mi również mówić po imieniu.
- Oczywiście, Więc o co pani chci...znaczy się, chciałaś się zapytać?
- Trochę mi głupio, ale jak widać Marc się nie kwapi, by informować matkę o takich rzeczach. Jesteście może razem?
- Co?! - Laura zakrztusiła się. Nina poderwała się na to przerażona i uderzyła lekko w stolik, przez co rozlała lekko kawę pani Aregall - Nie, nie jesteśmy. Nina uważaj! Pójdę po ścierkę!
- Nie, Laura, siedź. Ja przyniosę. 
Mama Marca poszła do kuchni, a skarcona suczka ruszyła tuż za nią. Laura przeczesała nerwowo włosy. Mimo iż spodziewała się takiego pytania, nie była na nie gotowa. Pytanie o związek ciągnęło za sobą konieczność tłumaczenia się z innych rzeczy, a mianowicie z ciąży, Całe szczęście, że jej brzuch jeszcze nie był widoczny. Ale niestety w nieskończoność ukrywać się go nie da!
Pani Aregall wróciła ze ściereczką po dłuższej chwili. Laura nie potrafiła odczytać wyrazu jej twarzy, miała jednak złe przeczucia. Kobieta wytarła rozlany na stoliku napój i odniosła ścierkę do kuchni. Po powrocie na nowo zaczęła rozmowę na nurtujący ją temat.
- Nie chcę być wścibska. 
- Ależ nie, nie jest pani...znaczy się nie jesteś - cały czas trudno jej było przestawić się na mówienie do mamy Marca po imieniu.
- Skoro nie jesteście razem... - Hiszpanka pokiwała głową i upiła łyk swojej kawy - To jak to się stało, że mieszkacie razem?
- Cóż, to dosyć skomplikowane - westchnęła i poprawiła niesforny kosmyk, który zawsze uciekał jej z kucyka - Zostałam bez dachu nad głową po kłótni z rodzicami i Marc zaoferował mi pomoc. Nie wiem, co bym zrobiła bez niego.
Montserrat wpatrywała się w dziewczynę. Laura upiła kolejny łyk swojej kawy, byleby tylko się czymś zająć i czuć tego powiększającego się z każdą chwilą zakłopotania. Miała przeczucie, że mama Marca wie, jaki ukrywa sekret!
- Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe, ale muszę zapytać. Inaczej zastanawianie się nad tym mnie zamęczy. Laura, czy ty jesteś w ciąży? - Hiszpanka głośno odstawiła filiżankę na spodek. Jej obawy się spełniły! Nie potrafiła wydobyć z siebie głosu - Znalazłam na blacie w kuchni witaminy...Marc raczej ich bierze...Za to mi lekarz przepisał kiedyś podobne, kiedy byłam w ciąży z chłopcami. Naprawdę, przepraszam, że pytam, ale musiałam...
- Nie, nic się nie stało - odzyskała w końcu głos i spojrzała prosto w oczy mamie Marca, nie mogła odczuwać przed nią strachu - Powinnaś wiedzieć, jesteś w końcu mamą Marca. Choć wolałabym, żeby to on to powiedział tobie i swojemu ojcu - westchnęła - Dobrze zgadłaś, jestem w ciąży. 
- Z moim synem?
Hiszpanka pokiwała głową. 
- Ale...ale mówiłaś, że nie jesteście razem?
- To prawda. To był po prostu wypadek. nie planowaliśmy tego. Ale to nic, postaramy się być jak najlepszymi rodzicami dla tych dzieci - Laura mimowolnie pogłaskała się po brzuchu.
- Dzieci?
- Ach, zapomniałam pani powiedzieć. To bliźniaki.
- Bliźniaki, no kto by pomyślał! - kobieta uśmiechała się szeroko - Macie szczęście, że jeszcze jestem w miarę młoda, to wam pomogę. Pamiętam, jakie to było urwanie głowy, jak musiałam swoją dwójkę wychować. To były dwa małe szatany!
Laura zaśmiała się.
- Tak, patrząc na Marca, mogę to sobie wyobrazić.
- A który to już miesiąc?
- Połowa drugiego.
- Musisz się bardzo oszczędzać. Taka ciąża jest bardzo męcząca.
- Staram się leżeć, ale szybko mi się to nudzi. Poza tym w domu jest tyle do zrobienia. Trzeba coś ugotować, wyprowadzić Ninę, posprzątać po Marcu.
- No tak, ten to od dziecka był wielkim bałaganiarzem. Mógłby wydorośleć, skoro będzie ojcem.
- Powtarzam mu to samo, ale nie chce mnie słuchać.
Mama Marca pokręciła głową.
- Ciąża bliźniacza jest bardzo popularna w rodzinie Marca. Jego dziadek miał siostrę bliźniaczkę, Marc ma Erica, teraz znowu bliźniaki. Ale to fajnie, dzieciom zawsze raźniej.
- Trochę się boję.
- To normalne, ale zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. W razie czego nie wahaj się do mnie dzwonić. Na pewno pomogę.
- Chcesz zobaczyć zdjęcia? - Laura wstała z kanapy i pobiegła do swojej sypialni  nie czekając nawet na odpowiedź. Wróciła po chwili z wydrukami z usg i podała je kobiecie.
Mama Marca wpatrywała się w nie długo, a gdy odłożyła je na stolik, miała  łzy w oczach.
- Będę babcią - otarła oczy chusteczką, którą podała jej Laura - Ale Josep się ucieszy! Teraz to na pewno musicie do nas przyjechać! Nie odpuszczę wam. 
- Oczywiście, przyjedziemy z Marciem na pewno.
- Ja...babcią - Montserrat uśmiechała się cały czas, a oczy nadal się jej szkliły. Wzięła zdjęcia ponownie do ręki i pogłaskała po nich palcem - Moje maleństwa, moje małe wnuki.
Laura przyglądała się jej z uśmiechem. Tak bardzo się obawiała tego, co się wydarzy, jak mama Marca pozna prawdę. A zareagowała zupełnie inaczej niż jej rodzice. Hiszpanka bardzo by chciała, by i z ich strony mogła doczekać się aż tak ciepłego przyjęcia. Cieszyła się jednak, że przynajmniej na rodzinę piłkarza będzie mogła liczyć. Ciąży bała się jeszcze bardziej od chwili, gdy okazało się, że to będą bliźniaki, jednak wiedziała, że z pomocą piłkarza i jego bliskich da radę.

*

Drzwi wejściowe trzasnęły cicho.
Laura poderwała się na kanapie, a koc spadł jej z kolan na podłogę. Zamrugała, zaskoczona tym, że w pokoju jest tak ciemno. Nawet nie zauważyła, kiedy przysnęła w oczekiwaniu na piłkarza.
- Marc, to ty?
- Tak! Hej aniołku!
- Gdzie byłeś tak długo? - krzyknęła do niego, jednak nie doczekała się odpowiedzi. Usłyszała jedynie dźwięk puszczanej wody.
Podniosła koc z podłogi, złożyła go w kostkę i odłożyła na kanapę. Przeciągnęła się i ruszyła do pomieszczenia, w którym zniknął piłkarz.
Drzwi od łazienki były uchylone i sączyło się przez nie światło. Uchyliła je i w ciszy obserwowała Marca. Był odwrócony do niej plecami. Pochylał się nad umywalką i mył twarz w wodzie. W końcu zakręcił kran i wyprostował się. Mimo swoich stu osiemdziesięciu trzech centymetrów Laura miała wrażenie, jakby się skurczył i nie był sobą.
Z jej ust wydarł się cichy okrzyk, gdy ujrzała odbicie jego twarzy w lustrze. Zasłoniła usta dłonią. Marc odwrócił się w jej stronę i rzucił Hiszpance zbolałe spojrzenie.
Nie mogła oderwać wzroku od wielkich fioletowych siniaków szpecących jego policzki. Miał pękniętą wargę, a z łuku brwiowego nad lewą powieką ciekła mu krew. Prawe oko było lekko spuchnięte. Wyglądał jak kupka nieszczęścia.
Laura oddychała ciężko. Ktoś musiał go pobić! Dlaczego?!
- Dobry Boże Marc! Co ci się stało?! - przeszła szybkim krokiem i stanęła przed piłkarzem.
- Nic - powiedział cicho.
- To... - wskazała na jego twarz - To nazywasz niczym?!
- Laura, błagam. Nie krzycz chociaż teraz - oparł się o umywalkę i przymknął powieki.
- Przepraszam - przejechała delikatnie palcem po jego obitym policzku i  linii szczęki. Z jego ust wyrwał się głośny syk i skrzywiły się w grymasie bólu  -  Trzeba to opatrzyć!
- Nie, spokojnie. Pójdę sobie przyłożę lód i będzie dobrze.
- Najpierw cię opatrzę - Marc chciał zaprotestować, jednak brunetka nie pozwoliła mu dojść do głosu - Nawet nie próbuj się kłócić. Przyniosę ci lód, ale najpierw pozwól mi się tobą zająć.
- No dobrze - westchnął.
Posadziła go na wannie i włączyła większe światło w łazience. Wyjęła z szafki pod umywalką apteczkę i pobiegła jeszcze do kuchni po nożyczki. Wzięła mały ręcznik do twarzy i zmoczyła róg. Przytknęła go do czoła piłkarza, by zetrzeć resztki krwi, która ciekła z rozciętego łuku. Krzywił się z bólu.
- Przepraszam, staram się być delikatna.
- Wiem... to po prostu tak  cholernie boli,
Nakleiła plaster i spojrzała mu w oczy.
- Marc, kto ci to zrobił?
- Nikt - spuścił wzrok i syknął, gdy dotknęła ręcznikiem jego wargi.
- Tu niestety nic nie mogę nakleić, musi się samo zagoić.
Pokiwał głową.
Laura w końcu skończyła opatrywać piłkarza i stanęła przed nim. Założyła ręce  na piersi i przyglądała mu się badawczo. Unikał jej wzroku, bał się, że gdy spojrzy w jej piękne oczy rozklei się i nie będzie potrafił jej odmawiać.
- Powiesz mi w końcu, kto cię tak urządził?
Głos uwiązł mu w gardle, dlatego pokręcił tylko głową w geście odmowy.
- Jasne - prychnęła - Przyniosę ci ten lód i już sobie idę.
Posprzątała śmieci od plastrów, zabrała nożyczki i ruszyła w stronę wyjścia z łazienki.
- Laura poczekaj!
Zatrzymała się i odwróciła głowę, by na niego spojrzeć. Jego wzrok był tak pełny bólu, że ścisnęło się jej serce.
- Tak?
- Laura...możesz...przytulisz mnie? - zapytał drżącym głosem.
Nie potrafiła mu odmówić. Powoli odłożyła trzymane w dłoni nożyczki na umywalkę i stanęła przed piłkarzem. Siedział nadal na wannie i wyciągnął do niej nieporadnie ręce. Niczym nastolatek, który obawiał się pierwszego kontaktu z dziewczyną.
Przytuliła jego twarz do swojej piersi i gładziła go delikatnie po plecach. Czuła jego ciepły oddech niedaleko swojej szyi, od czego dostała gęsiej skórki. Po raz pierwszy od dawna miała wrażenie, że jest komuś potrzebna.
Tulił ją do siebie, jakby była jego jedynym ratunkiem na całym tym świecie. Słyszał bicie jej serca, gdy trzymał głowę na jej piersi. Wyczuł ten moment, gdy lekko przyśpieszyło, gdy objął ją mocniej. Laura była taka krucha, taka delikatna, a dla niego...najpiękniejsza, najważniejsza...
Oderwał głowę od jej piersi i ich spojrzenia się spotkały.
- Twój ojciec.
- Co? Nie rozumiem.
- Pytałaś się, kto mnie pobił. Twój ojciec.
- O kuźwa - próbowała się odsunąć, jednak przytulał ją do siebie mocniej.
- Zostań, tak mi dobrze - wyszeptał.
- Marc...ale mój ojciec! Ale...
- Ciii...aniołku to nie jest ważne.
- Ale...
- Po prostu mnie przytulaj - powiedział błagalnym głosem.
Westchnęła cicho i przyciągnęła go do siebie. Wsunęła palce w jego włosy i przesuwała nimi powoli. Czuła, jak Marc rozluźnia się pod jej dotykiem. Działał na niego tak kojąco, wręcz odejmował mu ból. W tej chwili nie potrzebował nikogo więcej, jak Laury, by poczuć się lepiej...
Po policzku Hiszpanki pociekła samotna łza. Myślała, że uwolniła się spod tyranii ojca, jednak on nadal nie pozwalał jej o sobie zapomnieć i uderzył w najgorszy możliwy sposób. Marc nie był niczemu winny, a to na nim skupił się jego gniew. Chciała krzyczeć ze złości i z bezsilności, jednak bliskość piłkarza skutecznie jej to uniemożliwiała. Zamiast tego, skupiła się na cieple i poczuciu bezpieczeństwa, jakie ją ogarnęło w jego obecności.




~~~~~~~~

W końcu napisałam rozdział i jestem w sumie z niego zadowolona.

Bardzo Was przepraszam za bardzo długą nieobecność, jednak wydarzenia w szkole są ważniejsze od pisania. Niestety. Na szczęście już za nieco ponad miesiąc będę po maturze, a wtedy już nic nie przeszkodzi mi w pisaniu. Jak ja nie mogę się tego doczekać!

Podobało się Wam?